Specjalista od rozwiązywania trudnych sytuacji

Chris Weeks, Dyrektor ds. Pomocy Humanitarnej, Grupy DPDHL, opisuje pracę na pierwszej linii frontu w zespołach reagowania na katastrofy na całym świecie oraz to, jak siła ludzkiego ducha pomaga przetrwać.

Minęło prawie 20 lat od kiedy rozpocząłem pracę na polu pomocy humanitarnej. W tym czasie miałem okazję spotkać się wielokrotnie z pełnymi wyzwań sytuacjami na całym świecie. Moim zadaniem jest dostarczanie towarów niosących pomoc, do krajów dotkniętych klęską żywiołową po takich wydarzeniach, jak trzęsienia ziemi i tornada. Mogę skorzystać z pomocy 750 wolontariuszy zatrudnionych w DHL, którzy zostali przeszkoleni i wyposażeni w wiedzę i umiejętności, które pozwalają im pomagać w „odciążaniu” lotnisk. Oznacza to działania mające na celu zapobieganie zatorom, które mogą wystąpić na lotnisku, kiedy pojawia się jednocześnie większa liczba transportów z pomocą humanitarną. Taka operacja trwa zazwyczaj od dwóch do trzech tygodni, a w przyjmowaniu, organizowaniu i przeładowywaniu transportów z pomocą dla organizacji pozarządowych i agencji ONZ bierze udział do 30 wolontariuszy.

DRT dziś

Obecnie istnieją trzy zespoły mające siedziby w okolicach Dubaju, Panamy i Singapuru, a wolontariusze pochodzą z każdej z naszych jednostek biznesowych. Na czele tych zespołów stoi trzech wybitnych liderów – Gilberto Castro, Paul Dowling i Carl Schelfhaut – którzy stosują model DRT (Disaster Response Team) w swoich regionach. Pomoc, której udzielamy, jest głównie związana z obsługą lotnisk, jako że doświadczony personel w strefie operacyjnej lotniska ma kluczowe znaczenie. Ale w takich sytuacjach jest też oczywiście zapotrzebowanie na ogólnie pojętą logistykę, magazyny i personel pomocniczy. Tak więc, odpowiednia mieszanka ekspertów ze wszystkich dywizji DHL oraz wsparcie ze strony naszej globalnej centrali, w której mamy Kathrin Mohr, która od dziesięcioleci zarządza projektami na tym poziomie, jest idealnym rozwiązaniem sprawdzającym się przy tego rodzaju operacjach.

Początki Disaster Response Team

Po raz pierwszy zostaliśmy wysłani jako DRT do Sri Lanki po tsunami w 2004 roku. Jako, że już wtedy prace nad projektem trwały od roku nie musieliśmy długo czekać na przetestowanie modelu, który stworzyliśmy. Trzydziestu pięciu wolontariuszy z Dubaju pracowało na międzynarodowym lotnisku Colombo przez trzy tygodnie, rozładowując, składując i przeładowując 6000 ton przekazanych towarów ze 135 spontanicznie zorganizowanych lotów towarowych. Chociaż mieliśmy problemy i nie wszystko poszło gładko, współpracowaliśmy z liniami lotniczymi, wojskiem, władzami lotnisk, ONZ, organizacjami pozarządowymi i ministerstwami, aby lotnisko mogło pozostać otwarte i aby umożliwić przepływ pomocy humanitarnej. Model zadziałał i tak narodziło się DRT.

Od czasu tamtego tsunami DRT było wzywane do akcji 40 razy, w ponad 20 krajach, od Chile po Indonezję i Mozambik. Działaliśmy na terenach dotkniętych trzęsieniami ziemi, powodziami i tornadami. Pamiętam, jak pewnego mokrego, wietrznego sobotniego poranka przybyłem do Islamabadu z Paulem Dowlingiem (wieloletnim menedżerem DRT na Bliskim Wschodzie), i zastałem lotnisko zalane wodą, jedzeniem, ubraniami i innymi rzeczami dostarczonymi w ramach pomocy humanitarnej. Byliśmy zrozpaczeni widząc ilość pracy jaka nas czeka. Na szczęście jeden z miejscowych wolontariuszy zwerbował zespół 25 robotników ze swojej wioski i oddelegował ich do prac przy sprzątaniu, dzięki czemu w miejsce chaosu zaczął powstawać porządek. Lotnisko było dosłownie wypchane opuszczonymi paletami z pomocą humanitarną. W ciągu dwóch lub trzech dni sytuacja była pod kontrolą i udało nam się przekształcić lotnisko w sprawnie działający węzeł lotniczy. Nauczyło mnie to, że jeśli zaczniesz szybko działać i wiesz co robisz, operacja będzie o wiele łatwiejsza, niż kiedy dotrzesz na miejsce późno i musisz nadrabiać zaległości.

Wyciągając wnioski z minionych wydarzeń i szkoląc zespoły w zakresie tego, czego można się spodziewać i jak reagować, możemy zmniejszyć skutki katastrof i pomóc ludziom szybciej wrócić do normalności.

Kluczowa jest organizacja

W czasie mojej pracy w sektorze pomocy humanitarnej widziałam z bliska więcej tragedii i katastrof niż większość ludzi. Podczas gdy klęski żywiołowe nadal będą się zdarzać, nieudolnie prowadzone i wyposażone działania mające nieść pomoc dotkniętym przez nie ludziom nie muszą, w dzisiejszych czasach, mieć miejsca. Wyciągając wnioski z minionych wydarzeń i szkoląc zespoły w zakresie tego, czego można się spodziewać i jak reagować, możemy zmniejszyć skutki katastrof i pomóc ludziom szybciej wrócić do normalności. Czasami czujemy rozpacz, widząc straszne konsekwencje klęsk żywiołowych, dla i tak już ubogich społeczności o słabych strukturach rządowych, ale nie możemy pomóc im ze wszystkim. Pamiętam, jak wracałem z Kaszmiru w niemieckim helikopterze wojskowym i jak 10-letnia dziewczynka rzuciła się w moje ramiona, żebym się nią zaopiekował w trakcie lotu. Straciła rodziców podczas trzęsienia ziemi i zmierzała teraz do Islamabadu, gdzie miała rozpocząć nowe życie. Jej włosy pachniały dymem, miała namalowany na czole numer do identyfikacji i była wyraźnie przerażona hałasem, otaczającymi ją nieznajomymi i turbulencjami podczas 40-minutowego lotu. Po przylocie przekazałem ją władzom. Czekało ją nowe życie w nowym mieście i różnych instytucjach, aż do czasu, gdy stanie się na tyle dorosła, że będzie mogła samodzielnie o siebie zadbać.

Trzy etapy klęsk żywiołowych

Jedna rzecz, której nauczyłem się podczas swojego czasu w DRT, to to, że katastrofy mają trzy etapy. W pierwszym, jesteś wrzucony do całkiem nowej rzeczywistości, gdzie wszystko wygląda na pogrążony w chaosie dramat, gdzie nic nie działa jak powinno. Twoje zmysły mają wtedy do czynienia z wieloma nowymi informacjami, bardzo wieloma nowymi sytuacjami, nowymi ludźmi i zdarzeniami. Jednak po pewnym czasie, zwykle zajmującym od czterech do pięciu dni, zaczyna się pojawiać „nowa normalność”, którą nazywam etapem drugim. W tych warunkach działa się zwykle przez kilka tygodni, ale nie są one już dla Ciebie zupełnie nowe. Sytuacja staje się akceptowalna, a życie stopniowo ulega poprawie. Wtedy, pewnego dnia zaczyna się etap trzeci. To w jego trakcie nagle czujesz, że jesteś na fali wznoszącej. Stanie się coś pozytywnego, co będzie przesłanką o zbliżającym się powrocie do normalności. Ja osobiście zazwyczaj śledzę intensywność nagłówków w wiadomościach. Kiedy media zaczynają zajmować się innymi sprawami, możesz prawdopodobnie zacząć znowu myśleć o „normalnym życiu”. Tak to wygląda na przykład w trakcie kryzysu związanego z COVID-19.

Na szczęście nie jest łatwo złamać ludzkiego ducha, a większości ludzi udaje się wyjść z katastrofy, jeśli nie zostali przez nią fizycznie dotknięci. Sportowcy, których sukces zależy od wytrzymałości powiedzą wam, że kluczem do zwycięstwa jest siła psychiczna i przygotowanie – a w przypadku klęski żywiołowej- przetrwanie. O ile dla niektórych osób pokonywanie przeciwności jest swego rodzaju zawodami, w których zwycięzcami są Ci, którzy potrafią najlepiej odnaleźć się w nowych warunkach, tak, dla większości z nas, chodzi po prostu o ich przetrwanie. W moim przypadki sprawdza się skupianie się na najbliższym dniu i nie wybieganie planami za daleko w przyszłość. Pomaga też koncentrowanie się na rzeczach, które można zmienić, a nie na tych, na które nie ma się wpływu.

Powołanie

Ludzie często pytają mnie, dlaczego wybrałem taką pracę i myślę, że są trzy główne powody. Po pierwsze, z powodu moich zainteresowań. Studiowałem ekonomię rozwoju i jestem zafascynowany sposobem, w jaki kraje mogą wydźwignąć się z ubóstwa poprzez dobre zarządzanie i stosowanie pewnych modeli lub doktryn ekonomicznych. Niestety, często na przeszkodzie temu procesowi staje korupcja, a wszelkie katastrofy mogą poważnie ograniczyć ich rozwój. Po drugie, z zawodowej dumy. Chcę zastosować najwyższej klasy specjalistyczną wiedzę z zakresu logistyki sektora prywatnego, w chaotycznych sytuacjach, żeby szybko zmniejszyć ich negatywne skutki. Organizacje humanitarne wykonują świetną pracę, ale mają tendencję do działania w zamkniętych ramach, więc nasza nieinwazyjna rola na lotnisku może im naprawdę pomóc. I wreszcie, uwielbiam pomagać ludziom. Dlatego dołączyłem do tej małej, ale rozwijającej się firmy kurierskiej już w 1980 roku w Londynie.

Jak w przypadku wszystkich udanych przedsięwzięć, wszystko sprowadza się do ludzi na górze, którzy dają nam środki finansowe, wsparcie i autorytet pozwalający nam na kontynuowanie naszej pracy. Jestem niezmiennie wdzięczny dyrektorom generalnym za zaufanie, jakim nas obdarzyli w ciągu tych lat. A także za to, że marka DPDHL może zaistnieć w świecie pomocy humanitarnej, pomagając ludziom dotkniętym klęskami żywiołowymi.